Reklama

Polityka

Ta wizyta nie mogła się udać

Niedziela Ogólnopolska 19/2013, str. 34-35

[ TEMATY ]

polityka

Smoleńsk

Dominik Różański

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: - Gazety doniosły, że autorzy dokumentu „Raport smoleński. Stan badań” zainkasowali spore honoraria. Dużo Pan zarobił, pisząc teksty do rozdziału „System bezpieczeństwa i tragedia smoleńska”?

PIOTR BĄCZEK: - Zero! Żaden ze współautorów nie otrzymał honorarium! Była to albo praca społeczna, albo wykonywana w ramach obowiązków wynikających z uczestnictwa w zespole parlamentarnym. Można by raczej pytać o honoraria ekspertów z zespołu pana Laska, bo to ich gaże znacznie, nawet trzykrotnie, przekroczyły wysokość średniej krajowej pensji. Porównując możliwości finansowe obu zespołów, widać, że my jesteśmy biedakami. A mimo to w zespole sejmowym pod kierunkiem Antoniego Macierewicza powstało już kilka istotnych dokumentów. Mówienie więc o naszych „wielkich” zarobkach jest celową dezinformacją, kolejnym przykładem odwracania uwagi od istoty rzeczy, kolejną zasłoną dymną.

- To dość przykre, ale praca społeczna dla dobra kraju, za tzw. Bóg zapłać, jest na ogół uważana za niewiele wartą amatorszczyznę. I tak też, niestety, często ocenia się właśnie pracę zespołu...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- W takim razie trzeba zadać pytanie, czy np. byli szefowie BOR, ABW, SKW, którzy byli w służbie przez kilkanaście lat, naprawdę nie są profesjonalistami? Ludzie ci pracowali w służbach zarówno pod rządami lewicowymi, jak i prawicowymi, i dopiero PO zmusiła ich do odejścia... A na jakiej podstawie pracującym na rzecz zespołu sejmowego profesorom zagranicznych i polskich uczelni odmawia się profesjonalizmu? Właściwie narzuca się tu zasadnicze pytanie: Dlaczego państwo polskie nie chce wykorzystać wiedzy i doświadczenia tych osób, choćby do wspólnej korekty raportu Millera?

- Oczywiste wydaje się, że politycy koalicji rządzącej nie chcą już dłużej dociekać przyczyn katastrofy smoleńskiej, chcą szybko zakończyć temat, aby ulżyć społeczeństwu, które jest jakoby zmęczone pamiętaniem o katastrofie. Dlatego też rządowi eksperci najwyraźniej zlekceważyli ten ostatni „Raport smoleński” i nawet nie próbują już dyskutować z zawartymi w nim tezami.

- A jest to ważny, choć dla strony rządowej rzeczywiście bardzo niewygodny, dokument, bo dokładnie opisuje błędy, zaniechania i luki organizacyjne w tych instytucjach państwa, które miały zapewnić bezpieczeństwo wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Katyniu. Wskazuje też późniejsze uchybienia w pracy komisji Millera.

- Najciekawsze jest w nim jednak przejrzyste pokazanie tego - czym w badaniach smoleńskich najmniej się chyba zajmowano - jak bardzo po macoszemu była traktowana przez służby państwowe ta właśnie podróż Prezydenta.

Reklama

- To prawda. Nie da się ukryć, że polskie służby zawiodły. A mimo to ich szefowie zostali potem nagrodzeni licznymi awansami... Dlaczego? Działalność służb nie była później oceniana ani badana przez prokuraturę w tzw. wątku cywilnym. Prokuratura zajęła się działaniami BOR, natomiast innymi służbami (np. ABW, Agencją Wywiadu, Służbą Kontrwywiadu Wojskowego i Służbą Wywiadu Wojskowego) już nie, choć przecież miały one zasadniczy wpływ na przygotowanie wizyty. Regułą obowiązującą w służbach - w każdym razie tak było za rządów PiS - jest, że przed każdą z wizyt zagranicznych głowy państwa przygotowuje się prognozę sytuacji w wizytowanym rejonie.

- Tym razem tak nie było?

- Wszystko wskazuje na to, że przed 10 kwietnia 2010 r. nie było tego rodzaju prognoz ani analiz, a jeśli już jakieś gdzieś się pojawiały, to zawierały niepełny przekaz informacji. To co najmniej zastanawiające, bo przecież w ciągu kilku tygodni tuż przed uroczystościami katyńskimi na terenie Rosji było kilkanaście zamachów terrorystycznych, a w Kirgistanie doszło do zamachu stanu. Sytuacja była zatem co najmniej niepewna. Należało więc zakładać, że może dojść do jakichś nieprzewidywalnych zdarzeń także w czasie polskich uroczystości. Zwłaszcza że przyszło też ostrzeżenie o możliwości porwania samolotu UE. Już sama ta informacja powinna spowodować zwiększenie stopnia zabezpieczenia lotu Prezydenta RP. Zadaniem służb było opracowanie czarnego scenariusza. Nietrudno sobie bowiem wyobrazić, że w tak niespokojnej atmosferze może komuś zależeć na wywołaniu większej afery międzynarodowej.

- Tymczasem w Polsce nikt się tym nie przejął i można powiedzieć, że zbagatelizowano sprawę?

Reklama

- Informacja o możliwości porwania dotarła do polskiej policji, która przekazała ją odpowiednim służbom. Cóż jednak z tego, że służby o tym wiedziały, skoro nie podjęły stosownych działań, jeśli nie liczyć tego, że polskie myśliwce zostały postawione w stan alarmu. Tymczasem ani na lotnisku w Smoleńsku nie było zwiększonego zespołu BOR, ani przed samym wylotem nie dokonano żadnych specjalnych działań zabezpieczających.

- Dlaczego? Chodzi o zwykłą beztroskę i bylejakość instytucji państwa?

- Tu można snuć najrozmaitsze przypuszczenia i wszystkie są wielce prawdopodobne. Jednym z nich jest to, że mogło chodzić o skompromitowanie całej wizyty prezydenckiej i samego prezydenta Kaczyńskiego.

- W jaki sposób?

- Ta wizyta była tak źle przygotowana przez rząd, że nie mogła się udać. Nie tylko nie było szczególnych zabezpieczeń, stosownych do informacji o potencjalnych zagrożeniach, ale w dodatku była jeszcze gorzej chroniona niż wszystkie inne tego rodzaju wizyty zagraniczne. Być może nie zakładano aż tak czarnego scenariusza, jaki się zrealizował, ale na pewno polityczni konkurenci po cichu liczyli na jakąś „kolejną kompromitację” Prezydenta RP.

- Komu na tym najbardziej zależało?

- Tym wszystkim, którzy bardzo go nie lubili, którym po prostu przeszkadzał. Dlatego obniżono rangę tej wizyty już w rozmowach dyplomatycznych z Moskwą. Według polskiego MSZ, nie była to wizyta oficjalna. Polska dyplomacja nie zaopiekowała się nią tak dobrze, jak wcześniejszą wizytą premiera Tuska. Przeciwnie - robiono wszystko, aby ta wizyta się nie udała. Bo wtedy można by pokazać, że prezydentowi Kaczyńskiemu znowu coś się nie udało i np. TVN będzie mogła to pokazać.

Reklama

- W jakim stopniu to zlekceważenie wizyty prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu wynikało z atmosfery płynącej wprost z Kremla?

- Niewątpliwie toczyła się wspólna gra rządu Tuska i rządu Putina. Rozmowy na temat uroczystości w Katyniu, jak to zeznał jeden z urzędników, rozpoczęły się już jesienią 2009 r. W grudniu 2009 r. przedstawiciele Kancelarii Prezydenta wskazywali, że może dojść do takiej sytuacji, iż Rosja będzie rozgrywać polskie nieporozumienia między premierem a prezydentem w celu skompromitowania Polski na arenie międzynarodowej. Min. Mariusz Handzlik, odpowiedzialny za sprawy międzynarodowe w Kancelarii Prezydenta, przesłał na ten temat specjalną notatkę do min. Tomasza Arabskiego z Kancelarii Premiera, który z kolei przekazał ją ówczesnemu sekretarzowi Kolegium ds. Służb Specjalnych Jackowi Cichockiemu.

- I tu ślad po niej zaginął?

- Tak. Na razie nie udało się dotrzeć do dokumentów na ten temat. Nie ma więc odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie wszczęto specjalnych procedur ochrony wizyty w Katyniu.

- Dlaczego?

- Można postawić hipotezę z dużą dozą prawdopodobieństwa, że obydwa gabinety - i Putina, i Tuska - zgodnie grały na to, żeby ta wizyta Prezydenta okazała się kompromitacją i np. nieporadny Prezydent spóźni się na uroczystości w Katyniu. A to zostanie potem wykorzystane w kampanii prezydenckiej... I Kaczyński przegra.

- Mówimy o teorii spiskowej, i to na najwyższych szczeblach?!

Reklama

- Nie, mówimy o bardzo prawdopodobnym scenariuszu.

- I mówimy o świadomych zaniechaniach w przygotowywaniu wizyty prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu?

- Jeśli nie zakładamy tu żadnej złej woli, to trzeba by przynajmniej odpowiedzieć na pytanie, dlaczego polskie służby i instytucje państwa nie wywiązały się ze swych ustawowych zobowiązań. Nie wiemy, jak by przebiegały dalsze uroczystości, gdyby Prezydent szczęśliwie wylądował w Smoleńsku. Czy nie doszłoby do jakichś dziwnych komplikacji organizacyjnych? Zastanawiamy się tylko, czy to było wyłącznie niechlujstwo, bałaganiarskie zaniechania, czy jednak dość bezczelny bojkot Prezydenta.

- Nie bez przyczyny w „Raporcie smoleńskim” przypomina się tzw. incydent gruziński jako mocny sygnał dyskredytowania prezydenta Kaczyńskiego.

- Tak. W 2008 r. ludzie PO (podążając za sugestiami Kremla) sugerowali, że ostrzelanie prezydentów Polski i Gruzji mógł zorganizować sam prezydent Saakaszwili. Polski rząd zbagatelizował ten incydent, a tym samym dał sygnał przyzwolenia, że można bezkarnie lekceważyć polskiego Prezydenta. Pojawiły się wtedy prześmiewcze komentarze ważnych polityków, w rodzaju: „Jaka wizyta, taki zamach”; „Z takiej odległości nawet ślepy snajper by trafił”... Od 2007 r. przemysł pogardy wobec prezydenta Kaczyńskiego pracował już pełną parą.

Reklama

- I można powiedzieć, że pracuje do tej pory, z niewielką przerwą tuż po katastrofie...

- Niestety, tak... Dlatego nie twierdzę, że w 2010 r. doszło tylko do świadomych zaniechań ze strony samych służb specjalnych. Chodzi o całą atmosferę we wszystkich ważnych instytucjach państwa i w mediach. Według relacji min. Witolda Waszczykowskiego - w tamtym czasie wiceszefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego - szef MSZ zatwierdził decyzję, by nie przekazywać do Kancelarii Prezydenta ważniejszych informacji ze sfery stosunków zagranicznych. Można tylko podejrzewać - bo zespół Antoniego Macierewicza jest jeszcze w sferze badawczej - że Prezydent był podobnie traktowany także przez instytucje zajmujące się bezpieczeństwem.

- Instytucjami państwa rządził mechanizm przyzwolenia na lekceważenie Prezydenta?

- Tak. Dlatego podkreślam, że trzeba dziś mówić nie tyle o zaniechaniach służb państwa, ile o woli politycznej ich zwierzchników, czyli rządu. Same służby są strukturami ściśle zhierarchizowanymi i wykonują rozkazy.

- W „Raporcie smoleńskim” pojawiają się sugestie o wpływie służb rosyjskich na polskie decyzje podczas przygotowywania uroczystości katyńskich w 2010 r.

Reklama

- Tak. Ale właściwie to już w 2008 r. właśnie „Raport gruziński”, sporządzony przez ABW, udowodnił, że polskie służby specjalne są bardzo podatne na intrygi polityczne ze strony rządzących lub innych państw... A w 2010 r. zjawisko to było jeszcze bardziej nasilone. Polskie służby nie nadzorowały nawet przetargu na remont samolotu TU-154 M-1, nie nadzorowały właściwie i samego remontu (jeśli nie liczyć jednego bezradnego żołnierza), za to rosyjskie zapewne pilnie czuwały.

- „Raport” pokazuje teraz, jak wiele niejasnych okoliczności złożyło się na to, że zamiast pożądanej „pięknej kompromitacji” Prezydenta RP doszło do tragicznej katastrofy...

- Być może nikt nie zakładał aż tak czarnego scenariusza... Jednak bulwersujące wydaje się zachowanie niektórych osób zarówno przed, jak i po tragicznym 10 kwietnia 2010 r. Pozostający długo w cieniu smoleńskich dyskusji polski dyplomata Tomasz Turowski - oskarżany o niewłaściwe wywiązywanie się z zadania zorganizowania wizyty prezydenta Lecha Kaczyńskiego - po 10 kwietnia wsławił się skandaliczną wypowiedzią dla rosyjskiego radia Finam, w której twierdził, że z „krwi ofiar zrodzą się dobre stosunki polsko-rosyjskie”.

- To samo mówili w Warszawie już w pierwszych dniach po katastrofie przedstawiciele polskiego rządu.

- I to było naprawdę niegodne. To jakby mówili, że teraz już nikt nie stoi na przeszkodzie w osiągnięciu nowego otwarcia na Wschód. - Katyń to doskonałe miejsce do porozumienia się premierów obu państw na grobach polskich oficerów - twierdził prof. Adam Rotfeld, gorący propagator tzw. resetu stosunków polsko-rosyjskich. Tę swoją tezę powtarzał na Uniwersytecie Warszawskim już po tragedii smoleńskiej.

- Prezydent już nie stał na przeszkodzie...

- Prezydent Lech Kaczyński z odmienną oceną moralno-polityczną zbrodni katyńskiej oraz inną wizją geopolityczną i swą polityką historyczną nie wpisywał się w politykę „resetu” z Kremlem. Dlatego wszelkimi metodami zniechęcano go do udziału w uroczystościach katyńskich. Dlatego obniżono rangę tej wizyty, nawet kosztem elementarnych wymogów bezpieczeństwa.

* * *

Piotr Bączek - politolog, publicysta. W latach 1999 - 2004 redaktor naczelny tygodnika „Głos”. Od 2006 r. członek Komisji Weryfikacyjnej ds. WSI. W latach 2006-2007 pełnił funkcję szefa Zarządu Studiów i Analiz Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Pracował w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego. Odznaczony przez śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego Złotym Krzyżem Zasługi

2013-05-06 14:33

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Oby ostatni rok tej władzy

Niedziela Ogólnopolska 51/2013, str. 48

[ TEMATY ]

polityka

Krzysztof Białoskórski/www.sejm.gov.pl

Rok się kończy, budżet państwa na 2014 r. prawie uchwalony, roześmiane twarze nowych ministrów, ale polskim rodzinom nie do śmiechu. Po tegorocznej dziurze w finansach, sięgającej co najmniej 60 mld zł, w przyszłym roku zaplanowano kolejną dziurę: prawie 50 mld zł. Gdyby nie kradzież pieniędzy z Otwartych Funduszy Emerytalnych (OFE), rząd Donalda Tuska upadłby na wiosnę z powodu nieuchwalenia budżetu. Dzięki „skokowi na kasę” Polaków rząd przetrwa, ale co będzie, gdy za kilka lat przyjdzie nam zwrócić do OFE ponad 100 mld zł? A jeśli w tzw. międzyczasie dziura w budżecie powiększy się o kolejne 150 mld zł? Obudzimy się wówczas w podobnej sytuacji, jak kilka lat temu Łotysze, którym za publiczne długi obcięto 1/3 emerytury. Obawiam się, że po 8 latach rządów PO-PSL nie będzie partii, która chciałaby przejąć władzę. Oczywiście, trudno wszystkie grzechy rządzących zrzucić na PO-PSL. Może ktoś kiedyś oceni koszty, jakie Polska poniosła w związku z przystąpieniem do Unii Europejskiej. Wiadomo, że są ogromne i razem ze skutkami korupcyjno-złodziejskiej polityki większości rządów po 1989 r. doprowadziły do sytuacji, że z jednego z największych producentów stali, węgla, cukru, jabłek, truskawek itd. stajemy się ich importerami. W ostatnich latach wyjechało z kraju 2,5 mln Polaków, w większości wykształconych. Szkoda, że nie wyjechała choć połowa z blisko 2 mln urzędników, którzy kosztują podatników 88 mld zł rocznie. 1/10 z nich została zatrudniona za czasów rządu Donalda Tuska. W mijającym roku ku radości prawej strony sceny politycznej rozpadł się Ruch Palikota, a powstały Twój Ruch nie jest już w stanie rozbudzić antyklerykalnych emocji. Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił apelację Twojego Ruchu, który domagał się usunięcia krzyża z sali plenarnej Sejmu RP (krzyż jakoby naruszał dobra osobiste posłów). Powodowie, m.in. Janusz Palikot, Roman Kotliński i Armand Ryfiński, muszą zapłacić po 270 zł tytułem zwrotu kosztów postępowania sądowego. Niemniej ich wpływ na zachowania obrażające uczucia religijne jest widoczny. Prym wiedzie poniżający katolików film Jacka Markiewicza pt. „Adoracja Chrystusa”, sfinansowany z budżetu państwa. W filmie można zobaczyć, jak jego nagi autor pieści leżący na podłodze średniowieczny krzyż z Chrystusem. Film zdjęto z wystawy w CSW, ale niesmak pozostaje. Na politycznej scenie pojawiła się nowa grupa secesjonistów z PO i PiS: Polska Razem Jarosława Gowina. Według pierwszych sondaży, może liczyć w wyborach na 6-9 proc. poparcia. Moim zdaniem, to ugrupowanie będzie udawało PO-PiS, aby uniemożliwić PiS-owi po wygranej samodzielne rządy. Taka to już gra przed wyborami. Przegrali w tym roku rodzice, którzy są przeciwni obowiązkowej szkole od szóstego roku życia. Nie pomogło 1,3 mln podpisów o referendum w tej sprawie. Ten rząd nie przejął się też ogromnymi protestami społecznymi po uchwaleniu ustawy wydłużającej wiek pracy do 67 lat. Rząd działa samobójczo, ale konsekwentnie: młodzi muszą szybciej kończyć szkołę, aby wobec zapaści demograficznej miał w przyszłości kto pracować. Po 44 miesiącach od katastrofy smoleńskiej władzy wydaje się, że narzuciła Polakom własną narrację. Ale tej władzy nie wierzy już 60 proc. społeczeństwa. Każde dziec- ko wie, że w tej katastrofie jest zbyt wiele niewyjaśnionych faktów, za dużo rozbieżnych interpretacji, a narzucona wersja MAK-u oraz komisji Millera zwalcza badania naukowców, kpi z ofiar i poniża ich rodziny. Mijający rok charakteryzował się wprowadzaniem na siłę, aczkolwiek na razie bezskutecznie, ideologii gender, czyli prawnej możliwości „uzgadniania płci”. W epoce kamienia łupanego wiedziano, że albo się jest mężczyzną, albo kobietą. Zdarzające się przypadki chorobowe tylko potwierdzają tę regułę. Jeśli urodzi się ktoś, kto posiada zewnętrzne cechy obu płci, to pozostają jeszcze geny – te nie kłamią.Wojny z naturą człowiek nie wygra. Kolejnym udaremnionym absurdem był wyrok Sądu Najwyższego w sprawie rejestracji Związku Ludności Narodowości Śląskiej. Kwestionowanie polskości Śląska jest wprowadzaniem zamętu na tle narodowościowym w Polsce. Komu na tym zależy? W niemieckich podręcznikach jeszcze dzisiaj są mapy z 1937 r., określające nasze ziemie zachodnie i północne jako „tymczasowo pod polską administracją”. Czekając na wywalczoną i opłaconą już Telewizję Trwam na multipleksie, życzmy sobie w Nowym Roku „końskiego” zdrowia, aby nie wpaść w szpony tzw. służby zdrowia, w której już nie ma lekarzy i pacjentów, tylko świadczeniodawcy i świadczeniobiorcy. Na pocieszenie pozostaje nam potoczny slogan: „przeżyliśmy ruska, przeżyjemy i Tuska”. Obawiam się, że wielu tego zwycięskiego dnia może nie dożyć, ponieważ zdecydowanie więcej nas umiera, niż się rodzi. Życząc więc „Do siego roku”, dopowiadam: dość tej władzy.
CZYTAJ DALEJ

Papież zachęca do słuchania muzyki, która zbliża do Boga

2025-12-13 11:25

[ TEMATY ]

muzyka

Leon XIV

Vatican Media

W okresie Bożego Narodzenia również muzyka musi być przestrzenią dla duszy, miejscem, w którym serce dochodzi do głosu i zbliża się do Boga – powiedział Papież na audiencji dla artystów, którzy wezmą dziś udział w dorocznym koncercie bożonarodzeniowym wspierającym salezjańskie misje w świecie. W tym roku zebrane środki zostaną przeznaczone na budowę szkoły w Republice Konga.

Leon XIV zauważył, że muzyka rodzi się z codziennego życia, towarzyszy naszym podróżom, wspomnieniom, wysiłkom: jest swoistym zbiorowym dziennikiem, który przechowuje uczucia, opowiadając o naszej drodze w prosty, a jednocześnie głęboki sposób.
CZYTAJ DALEJ

Ukraina: Prezydent Zełenski poinformował, że planuje wizytę w Polsce

2025-12-14 12:52

[ TEMATY ]

Ukraina

Wołodymyr Zełenski

Karol Porwich/Niedziela

Wołodymyr Zełenski

Wołodymyr Zełenski

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski zapowiedział w niedzielę, że w najbliższy piątek, 19 grudnia, planuje złożyć wizytę w Polsce. Informację tę przekazał w rozmowie z dziennikarzami, której treść przytoczyła agencja Interfax-Ukraina.

„Jeśli chodzi o moją wizytę w Polsce, strona polska zaproponowała nam piątek. Myślę, że nie będziemy niczego odkładać. Dla nas bardzo ważne jest utrzymywanie relacji między nami a Polską” – oznajmił Zełenski. (PAP)
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję