Każdy wielkopostny dzień przynosi nam nowe przypomnienia i nowe wezwania do odnowy naszego życia duchowego i moralnego. Bóg przypomina nam, jak ważne jest Jego prawo moralne, czyli przykazania, które nadał nam przez Mojżesza. Ich zachowywanie jest źródłem naszej wielkości i pomyślności: „Dziś Pan, Bóg twój, rozkazuje ci wykonać te prawa i nakazy. Strzeż ich, pełnij z całego swego serca i z całej duszy (…) On cię wtedy wywyższy we czci, sławie i wspaniałości ponad wszystkie narody” (Pwt 26,16.19a). Trzeba być o tym przekonanym i trzeba ludzi przekonywać, że Boże prawo moralne jest fundamentem życia osobistego, rodzinnego i społecznego, że nas nie pomniejsza, nie zniewala, ale wyzwala, ubogaca i wywyższa.
Reklama
Chrystus przypomina o potrzebie miłowania nieprzyjaciół. Przez ogłoszenie tego nakazu Jezus udoskonalił prawo moralne Pierwszego Przymierza. Niekiedy ludzie pytają, dlaczego mają miłować swoich nieprzyjaciół, swoich wrogów. Motywacja może być tutaj tylko religijna. To właśnie Bóg wszystkich miłuje, także tych, którzy są naszymi wrogami. Bóg chce doprowadzić ich do nawrócenia i do życia wiecznego. Dlatego Pan Jezus każe nam modlić się za nieprzyjaciół, aby ich wyratować i obronić przed wiecznym potępieniem. Chrystus sam zostawił nam najlepszy przykład modlitwy za nieprzyjaciół. Nie chodziło tu o ludzi, którzy kiedyś wyrządzili Mu krzywdę. On modlił się za własnych morderców w momencie, kiedy oni Go zabijali. Miał świadomość doznawanej od nich krzywdy, ale wiedział także, że ci nieszczęśnicy nie są w pełni świadomi potworności zła, które czynią. Dlatego stanął ponad tym strasznym złem, jakie Go spotkało z ich ręki, i modlił się za nich: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34a). Ta modlitwa Pana Jezusa to najdoskonalszy wzór miłości nieprzyjaciół. W ślady Chrystusa poszedł św. Szczepan, pierwszy męczennik Kościoła. Podczas kamienowania modlił się: „Panie, nie poczytaj im tego grzechu” (Dz 7,60b).
Gdy potrafimy miłować nieprzyjaciół i modlić się za nich, odpowiadamy w jakiś sposób na wezwanie Chrystusa: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,48). Jesteśmy wezwani do doskonałości. Zdobywanie doskonałości jest procesem. Postawmy sobie pytanie, co nam przeszkadza w tym procesie i co hamuje nasze wzrastanie w doskonałości. Jednym z hamulców ku doskonałości jest postawa, praktykowanie bylejakości, niestaranie się o solidność – w tym, co mówimy, i w tym, co czynimy.
Źródła bylejakości można znaleźć w domu rodzinnym, w kiepskim wychowaniu. Nie wszyscy rodzice przykładają wagę do tego, by nauczyć swoje dzieci solidności. Jeszcze innym źródłem takiej postawy może być rezygnacja z piękna w życiu, brak wrażliwości na ład, na porządek, brak zachwytu dla piękna i dla sztuki. Jeszcze innym powodem utrwalania w sobie bylejakości jest porównywanie się z innymi.
Nic nie przychodzi za darmo. Świętość, doskonałość wiąże się zawsze z wysiłkiem, z samozaparciem: „per crucem ad lucem”, „per aspera ad astra” – „przez krzyż do światła”, „przez ciernie do gwiazd”; „kto się nie poświęci, niczego nie dokona”.
Ostatnio tyle dyskusji w mediach, rozmów w naszych domach rodzinnych głównie o tym, co możemy dostać od władzy, od rządu, co dobrego nam dadzą. Pytania i życzenia słuszne – naród wybiera nowego prezydenta, parlament i oczekuje szybkich korzyści. Ale może wypadałoby zapytać siebie, co ja mogę zrobić dobrego dla innych, bo przecież to jest prawdziwa miara człowieczeństwa. – Bogaty nie jest ten, kto ma, lecz ten, kto daje – powiedziała do mnie pani Wiesława Reksa, którą miałam szczęście poznać po projekcji filmu w podwarszawskim Legionowie. W trakcie dłuższej rozmowy dowiedziałam się, jak ona pomaga innym, ile wspaniałych inicjatyw podejmuje razem ze swoją najbliższą rodziną. Uderzyła mnie radość widoczna na jej twarzy, promienność, gdy mówiła o tym, jak zwyczajnie, bez rozgłosu i bez wielkich pieniędzy można pomagać potrzebującym, szczególnie tym, którym duma nie pozwala obnosić się ze swoją biedą. Pani Wiesława sama odnajduje takich ludzi, szczególnie wielodzietne rodziny, samotne matki; organizuje dla nich pomoc, dowozi żywność, odzież, przedmioty gospodarstwa domowego i cieszy się ich radością. A przecież mogłaby jak inni żyć własnymi sprawami, zajmować się swoim sklepem odzieżowym, rodziną, z dala od problemów innych. – Tego nauczyli mnie rodzice, już jako dziecko wspólnie z nimi opiekowałam się biednymi i samotnymi w mojej miejscowości. Tak samo wychowałam swoje córki. Człowiek jest tyle wart, ile dobra uczyni innym – odpowiedziała, gdy zapytałam o motywy i źródło takiego postępowania. Znowu potwierdza się znana prawda, że wszystko bierze początek w naszym domu rodzinnym, który idzie za nami przez całe życie, nawet gdy tego na co dzień nie dostrzegamy. Pani Wiesława zachwyciła mnie najbardziej opowieścią o zjazdach rodzinnych w Klonowej. – Dom z bali drewnianych, zbudowany zaraz po wojnie ciężką pracą rodziców, zapełnia się od lat kolejnymi pokoleniami naszej rodziny. W dzień Przemienienia Pańskiego, 6 sierpnia, ciągną tłumy do naszego historycznego kościoła na coroczny odpust i wtedy organizuję spotkanie całej naszej rodziny. Przyjeżdżają już kolejne pokolenia, cieszymy się sobą. Wymieniamy doświadczenia, wspominamy, wspieramy się wzajemnie – mówiła moja rozmówczyni. Doskonale rozumiem to, o czym mówi pani Wiesława, bo taki był i mój dom rodzinny – pełen gości, ludzi potrzebujących jakiejś pomocy, otwarty dla wszystkich. – Bardzo miło jest nam, gdy wtedy odwiedza nas ks. Kazimierz Kurek, pochodzący właśnie z Klonowej. Znany z pięknych inicjatyw, niesienia pomocy ludziom w potrzebie: powodzianom, ofiarom huraganów, pomysłodawca akcji „Studnie dla Sudanu, Kamerunu” za sprzedaż zebranej makulatury – wszystko to jeszcze bardziej nas upewnia, że warto żyć z myślą o innych.
Nie zawsze zdenerwowanie, złość czy furia są moralnie karygodne. Raczej nie lubimy być pod wpływem nieprzyjemnych emocji. Delektowanie się spokojem jest dalece bardziej miłe. Tęsknimy za błogostanem, który młodzi określają słowem: chillout.
Nie zawsze zdenerwowanie, złość czy furia są moralnie karygodne. Raczej nie lubimy być pod wpływem nieprzyjemnych emocji. Delektowanie się spokojem jest dalece bardziej miłe. Tęsknimy za błogostanem, który młodzi określają słowem: chillout. W czasach napiętych terminarzy czy nadużywania social mediów, które trzymają nas w napięciu, a potem pozostawiają w stanie zbliżonym do stuporu lub depresji, to normalne. Bardzo potrzebujemy „świętego spokoju”. Nie zawsze jednak jest on ideałem ewangelicznym. Jeśli chcę zachować dobrostan, nie mogę odwracać głowy od ludzkiej krzywdy, która dzieje się na moich oczach. Nie wolno mi nie reagować, nawet wzburzeniem, gdy trzeba kogoś ostrzec przed niebezpieczeństwem, obronić przed agresorem czy zaangażować się w schwytanie złoczyńcy. Nie mogę wtedy powiedzieć: „to nie moja sprawa”, „od tego są inni”albo „co mnie to obchodzi”. To tchórzostwo. Tak rozumiany „święty spokój” jest nieprawością albo tolerancją zła. Jak mógłbym przymykać oko, gdyby ktoś popychał bliźniego na drogę upadku. Czy jest godziwe nieodezwanie się przy stole – dla zachowania pozytywnych wibracji – kiedy trzeba bronić ludzkiej i Bożej prawdy? Czy milczenie w sytuacji kpiny z dobra, altruizmu czy świętości jest godne chrześcijanina? Czy kumplowskie poklepywanie po ramieniu w imię „przyjaźni”, kiedy trzeba koledze zwrócić uwagę, upomnieć go lub nawet nim wstrząsnąć, uznamy za cnotę? Nawet kłótnia może być święta! Wszak istnieje święte wzburzenie. Jan Paweł II krzyczał do nas wniebogłosy, upominając się o świętość małżeństwa i rodziny oraz o ewangeliczne wychowanie potomstwa. Współczesna tresura, nakazująca tolerancję wszystkiego, wymaga sprzeciwu, czasem nawet konieczności narażenia się grupom uważającym się za wyrocznię. Jezus powiedział: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię (Łk 12, 49). To też Ewangelia. Myślę, że zdrowej niezgody na niecne postępki, zwłaszcza te wykonywane pod płaszczykiem „zbożnych” czynności czy „szczytnych celów”, uczy nas dzisiaj Mistrz z Nazaretu. Primum: zauważyć ten proces czający się we mnie. Secundum: być krytycznym wobec świata. W dzisiejszej Ewangelii Zbawiciel jest naprawdę zdenerwowany, widząc, co zrobiono z domem Jego Ojca. Nie używa gładkich słów i dyplomatycznych gestów. Zagrożona jest bowiem wielka wartość. Najważniejsza świątynia świata miała za cel ukazanie Oblicza Boga prawdziwego i przygotowanie do objawiania jeszcze wspanialszej świątyni, dosłownej obecności Boga wśród ludzi – Syna Bożego. Na skutek ludzkich kalkulacji stała się ona niemal jaskinią zbójców, po łacinie: spelunca latronum. Dlatego reakcja Syna Bożego musiała być aż tak radykalna. Jezusowy gest mówi: w tym miejscu absolutnie nie o to chodzi! „Świątynia to miejsce składania ofiar miłych Bogu. Pan Jezus złożył swojemu Przedwiecznemu Ojcu ofiarę miłości z samego siebie. Ta Jego miłość, w której wytrwał nawet w godzinie największej udręki, ogarnia nas wszystkich, poprzez kolejne pokolenia i każdego poszczególnie, kto się do Niego przybliża” (o. Jacek Salij). O to chodzi w autentycznym kulcie świątynnym.
Prof. Grzegorz Górski wraz ze specjalistami z Centrum Analiz Wyborczych wykonał na koniec października analizę sondaży politycznych. Na tej podstawie przygotowano predykcję (czyli przewidywanie) podziału mandatów, jeśliby wybory miały się odbyć na początku listopada. Publikujemy wyniki badań wraz z omówieniem.
Październik przyniósł kilka interesujących zmian w potencjalnych rozkładach sił głównych ugrupowań politycznych. Wydawało się jeszcze w sierpniu, iż właśnie październik - listopad przyniosą załamanie pozycji PO/KO. Wskazywały na to pogarszające się systematycznie notowania rządu i osobiście Donalda Tuska, jak również ruina jego głównego koalicjanta - partii Trzeciej Drogi. Tempo utraty popularności przez koalicję 13 grudnia było imponujące.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.