Reklama

Jak inżynier został obrońcą życia

Miał robić karierę naukową, jednak Pan Bóg powołał go do ważniejszej misji. 19 marca 2018 r. dr inż. Antoni Zięba odebrał papieski medal za blisko 40-letnie zaangażowanie w obronę życia i rodziny.

Niedziela Ogólnopolska 14/2018, str. 26-27

Adam Bujak/Archidiecezja Krakowska

Dr inż. Antoni Zięba – w towarzystwie żony Alicji – odbiera z rąk abp. Marka Jędraszewskiego medal Stolicy Apostolskiej „Pro Ecclesia et Pontifice”

Dr inż. Antoni Zięba – w towarzystwie żony Alicji – odbiera z rąk abp. Marka Jędraszewskiego medal Stolicy Apostolskiej „Pro Ecclesia et Pontifice”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

MAŁGORZATA CICHOŃ: – Ostatni czas nie jest łatwy dla Pana i Pańskich bliskich. Czego się Pan dowiedział, gdy doświadczał choroby – najpierw wnucząt, a potem własnej?

DR INŻ. ANTONI ZIĘBA: – To jest bardzo prosta refleksja. Zawsze sobie ceniłem życie w wymiarze fizycznym, doczesnym. I bardzo ceniłem dar wiary. Te ostatnie doświadczenia sprawiły, że muszę nadzwyczajnie podziękować Najwyższemu, Maryi oraz orędownikowi rodzin – św. Janowi Pawłowi II za umocnienie wiary. W chorobie wnucząt cały czas wierzyłem, że Pan Bóg zachowa je przy życiu, mimo tylu zagrożeń. Radość, że je ocalił, była i jest ogromna. Te wydarzenia niezwykle zjednoczyły naszą rodzinę.

– A osobiste doświadczenie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Nie czynię tajemnicy z tego, że od ponad 3 lat walczę z poważną chorobą nowotworową. Doświadczam szczególnej opieki Bożej i powtarzam z pełnym chrześcijańskim optymizmem: „Bądź wola Twoja”. Jestem przekonany, że Bóg da mi też nadzwyczajną łaskę, bym – kiedy On tak zadecyduje – dobrze znosił ewentualne cierpienie, gdy będę przechodził do wieczności. Jan Paweł II, z którym rozmawiałem o śmierci, podał mi jej genialną definicję. Był już ciężko chory, ale uśmiechnięty, promieniujący stwierdził: „Tak, bo cóż to jest śmierć?” – i podnosząc z trudem rękę, dokończył: „To jest tylko przejście z tej rzeczywistości do tamtej”. Czego tak naprawdę się boimy? Bólu. Ale mamy świadomość, że w chwili śmierci tylko zmieniamy rzeczywistość. Ufam, że Pan Bóg mnie przyjmie, bo idę przecież do Dawcy życia i Zwycięzcy śmierci –
Jezusa Chrystusa. I dodaję pokornie: Króla Miłosierdzia (uśmiech).

– Każdy z nas kiedyś zakończy doczesną wędrówkę, tymczasem niektórzy chcą sami decydować, które życie w ogóle jest warte przeżycia – ze względu na podejrzenie choroby w Polsce wciąż można zabijać nienarodzone dzieci. A i tak w kontekście świata jesteśmy enklawą, jeśli chodzi o prawo chroniące ludzi w fazie prenatalnej...

– Na początku mojej działalności pro-life Pan Bóg dał mi cenną wskazówkę. Gdy byłem w Wiedniu, przeczytałem artykuł jednego z tamtejszych biskupów. Napisał on, że najmocniejszą tarczą i fundamentem w obronie życia jest wiara katolicka. To dlatego założyłem 10 katolickich gazet. Wiedziałem, że służąc umocnieniu wiary, służę życiu. Autentyczny katolik nigdy nie targnie się na życie. On wie, Kto stwarza człowieka, jaki jest jego cel i gdzie w kryzysowej sytuacji szukać pomocy. Jeżeli rodzice mają wiarę, a przez nią dostęp do ogromnej mocy Bożej, to mają też nadzieję, że to dziecko – ciężko uszkodzone, które być może umrze tuż po urodzeniu – w momencie zmartwychwstania będzie idealne i będzie żyło z nimi całą wieczność.

– Czy pamięta Pan wydarzenie, które przesądziło o tym, kim Pan zostanie, czemu będzie dedykował swoje wysiłki, talenty?

Reklama

– To był 1979 r. Skończyłem 30 lat i ustawiałem życie zawodowe w kierunku pracy na uczelni. Miałem wspaniałego opiekuna na Politechnice Krakowskiej – prof. Jerzego Ciesielskiego. W ogóle nie myślałem o działalności pro-life. Pan Bóg zadziałał znakomicie jak na inżyniera, co odkryłem dopiero po latach, ale poszedłem za tym powołaniem od razu. Inżynierowie komunikują się rysunkiem i liczbami. Kiedy po pierwszej pielgrzymce Jana Pawła II do Ojczyzny przebywałem w Wiedniu na praktyce zawodowej, w tamtejszym kościele dostrzegłem niewielki plakat ukazujący dzieci zabite w wyniku później aborcji – ich ciała umieszczono w worku na odpady. Do dziś mam przed oczyma tę gablotę i plakat. To był dla mnie wielki wstrząs. Praktyka się skończyła, wróciłem na politechnikę i do tej pory nie wiem, kto na moim biurku w Instytucie Mechaniki Budowli zostawił broszurkę ks. Tadeusza Dzięgiela CM. Była w niej informacja, że wówczas, w komunistycznej Polsce, zabijano 800 tys. dzieci rocznie. Wyciągnąłem kalkulator, podzieliłem to przez 365 – liczbę dni w roku. Wyszło, że ok. 2,5 tys. dzieci ginie każdego dnia! Zrobiło mi się słabo... Papież Polak w Rzymie, Prymas Tysiąclecia w kraju i na ten temat cisza, bo komunistyczna cenzura wycinała wszystko, co dotyczyło „przerywania ciąży”.

– I to był moment, kiedy pomyślał Pan, że musi się zaangażować?

– Wiedziałem, że nie mogę być bierny. No, ale żeby coś zrobić, to trzeba wiedzieć jak, a ja nie miałem zielonego pojęcia. Pan Bóg szybko dał mi do pomocy mojego pierwszego studenta – dr. inż. Adama Kisiela, który też chciał bronić życia. Dostałem także wydany przez krakowską Kurię zbiór przemówień Papieża z pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny. Postanowiłem przestudiować tę publikację. Doszedłem do 7 czerwca 1979 r., do Kalwarii Zebrzydowskiej. Tam Jan Paweł II zostawił nam najważniejsze wezwanie do modlitwy. Dzień później był w Nowym Targu i mówił o obronie życia. Wypowiedział zdanie, które wiele zmieniło: „I życzę, i modlę się o to stale, ażeby rodzina polska dawała życie, żeby była wierna świętemu prawu życia”. W tym momencie w mojej głowie zrodził się pomysł modlitwy w intencji obrony życia. Ta krucjata rozpoczęła się w 1980 r. i miała dwa cele: obudzić sumienie narodu oraz doprowadzić do takiego prawodawstwa, które by chroniło każde poczęte dziecko.

– Gdy zaczynaliście, było was niewielu...

Reklama

– Grupa liczyła może 10-15 osób. Ale mieliśmy dar wiary i wsparcie od św. Pawła, Apostoła Narodów, który napisał: „Gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej wylała się łaska przez Jezusa Chrystusa” (por. Rz 5, 20-21). Mieliśmy świadomość ogromnego zła, które działo się w naszej ojczyźnie. Myśmy zabili, mówiąc delikatnie, 20 mln dzieci! Człowiek wiary, gdy się o tym dowiaduje, nie wpada w depresję, tylko ufa, że jeżeli Pan Bóg dopuścił do tak wielkiego zła, to przygotował ogromną łaskę do jego eliminacji. Od nas zależy, czy ją przyjmiemy. Jeżeli my nie zawiedziemy, to będą się działy cuda.

– I dzieją się?

– Jesteśmy w Polsce na granicy cudu. To pierwszy kraj, który w warunkach demokracji odrzucił aborcję na żądanie i wprowadził prawo chroniące życie. Niestety, z wyjątkami. Ale trzeba zobaczyć, jak wielka zmiana już się dokonała, przede wszystkim w świadomości społecznej. Rzetelne szacunki mówiły, że w 1979 r. mieliśmy 800 tys. zabójstw nienarodzonych, dziś mamy, w podziemiu, ok. 10-15 tys. Dane oficjalne, które zawsze są niepełne, pokazują, że w najgorszych latach rządów Gomułki było zarejestrowanych 230 tys. aborcji rocznie (statystyka Ministerstwa Zdrowia), teraz jest ich 1 tys. Walczymy, oczywiście, o życie każdego dziecka, ale musimy dziękować Panu Bogu za te miliony uratowanych. Jeśli patrzę w miarę optymistycznie na rozwój sytuacji w Polsce, to dlatego, że jesteśmy absolutnym liderem w obronie życia, gdy chodzi o postęp budowania cywilizacji życia na gruzach cywilizacji śmierci. Oczywiście, w ogromnej mierze zawdzięczamy to św. Janowi Pawłowi II, który był wyjątkowym obrońcą życia na światową skalę. Są też kraje, które nigdy nie miały zalegalizowanej aborcji, i chwała im za taką historię.

– W czasie naszej egzystencji bywają góry Tabor, ale i Kalwarie. Co w Pańskiej działalności społecznej i zawodowej wiąże się z największą radością?

Reklama

– Ta działalność jest powołaniem, które cały czas daje mi wielką radość. Kocham życie i uczestniczę we wspaniałym dziele jego ochrony. Mam świadomość, że dzięki łasce, modlitwie, pracy mojej i wielu innych osób ogromna liczba istnień ludzkich została uratowana. Wystawy, przemówienia, konferencje radiowe czy telewizyjne – często dochodzą do nas świadectwa o tym, że wiele ludzkich decyzji zmieniło się pod ich wpływem. To uratowanie nie tylko dziecka, ale i sumienia matki, ojca, lekarza...

– A co, jeśli chodzi o Kalwarie?

– Nie mogę powiedzieć o żadnej poważnej. My, obrońcy życia, jesteśmy pod szczególną ochroną Pana Boga. Na początku Księgi Wyjścia jest opis wspaniałej postawy położnych, które nie wykonały rozkazu faraona – zabijania żydowskich chłopców. Tych kobiet nie spotkała za to żadna kara i jak jest zapisane w Piśmie Świętym – „Bóg dobrze czynił położnym”. To jest zapowiedź wyjątkowej pomocy Bożej dla tych, którzy bronią życia. Zobrazowałem to kiedyś tak: Gdyby złoczyńca przyszedł mnie ograbić, a sąsiad wezwałby policję, byłbym bardzo wdzięczny. Jeśli zły człowiek chciałby podpalić mój dom, a sąsiad by mu przeszkodził – byłbym jeszcze bardziej wdzięczny. A gdyby złoczyńca zamierzał zabić moje dzieci, a trzeci sąsiad by je uratował – komu byłbym najbardziej wdzięczny? Cały czas doświadczam pomocy Bożej. Zaczynaliśmy bez żadnego zaplecza i to jest łaska Boża, że w Polsce przez 40 lat zostało zorganizowanych te 5 tys. wystaw pro-life, wydrukowane zostały miliony broszur i folderów, które trafiły do rąk naszych rodaków, a miliony zdjęć dzieci poczętych ukazały się w prasie katolickiej i prawicowej...

Reklama

– 19 marca br. w bazylice Mariackiej w Krakowie wręczono Panu medal Stolicy Apostolskiej „Pro Ecclesia et Pontifice”, będący wyrazem głębokiego uznania za zaangażowanie w obronę życia i rodziny...

– Nie ukrywam, że ogromnie się ucieszyłem z tego wyróżnienia. To pewne podsumowanie życia – mam już prawie 70 lat. Jestem ogromnie wdzięczny Papieżowi, abp. Markowi Jędraszewskiemu (bo i on miał swój udział w przyznaniu medalu), ale także rodzinie i współpracownikom.

– Jedną z inicjatyw Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka jest coroczny koncert charytatywny organizowany z okazji Narodowego Dnia Życia w Filharmonii Krakowskiej. Z jakim przesłaniem zwróci się Pan 10 kwietnia do publiczności?

– Na pewno będę gorąco apelował o modlitwę i działania apostolskie, by względy eugeniczne zniknęły z naszego prawodawstwa. Druga sprawa to wielkie niebezpieczeństwo, które wisi nad nami w związku z umową koalicyjną PO i .Nowoczesnej, w której napisano, że te ugrupowania będą forsowały finansowanie procedury in vitro ze środków samorządowych. Jeżeli chodzi o aborcję, mamy dość dobrą świadomość społeczną, natomiast w kwestii in vitro sytuacja jest gorsza. Tymczasem największe badania statystyczne, publikowane w Wielkiej Brytanii, pokazują, że spośród poczętych na szkle dzieci urodziło się tylko 3 proc. To zatem procedura śmierci i kalectwa.

– 7 kwietnia środowisko pro-life weźmie udział w 38. Pielgrzymce Obrońców Życia Człowieka na Jasną Górę. Jak przekonać do takich spotkań ludzi dotąd biernych?

– Jako inżynier jestem uczulony na czyn. Na początku działalności pro-life prosiłem ówczesnego krakowskiego biskupa pomocniczego – Stanisława Smoleńskiego, dziś sługę Bożego, by odprawił dla nas Mszę św. w kaplicy krakowskiej Kurii. Powiedziałem mu, że będzie garstka ludzi. Odpowiedział, że to nie szkodzi, bo Pan Jezus miał na początku 12 Apostołów. Swą homilię biskup zaczął od tego, jak Chrystus opisał Sąd Ostateczny. „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych (a my przecież zajmujemy się tymi najmniejszymi, w łonie matek) – Mnieście uczynili”. Druga rzecz, na którą sługa Boży zwrócił uwagę, to ta, że w ogień wieczny idą nie tylko ci, którzy kradli, zabijali, cudzołożyli, lecz także ci, którzy nie uczynili nic dobrego. Można więc zostać potępionym dlatego, że się nie czyniło dobra. Oczywiście, unikamy zła, ale współpracując z łaską Bożą, tworzymy dobro. I to zmienia perspektywę. Zupełnie.

2018-04-04 10:33

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Leon XIV: zapobiegajmy uzależnieniom

2025-11-10 08:01

[ TEMATY ]

uzależnienia

Leon XIV

Vatican Media

Papież Leon XIV przesłał przesłanie wideo do uczestników VII Krajowej Konferencji Uzależnień we Włoszech i zaproponował konkretne działania mające na celu walkę z uzależnieniami i tendencją młodych ludzi do „zamykania się w sobie”.

VII Krajowa Konferencja ds. Uzależnień odbywa się w Rzymie. W swoim przesłaniu papież przyznał, że chociaż uzależnienia od narkotyków i alkoholu nadal są najbardziej powszechne, pojawiły się nowe ich formy. „Rosnące wykorzystanie internetu, komputerów i smartfonów wiąże się nie tylko z oczywistymi korzyściami”, powiedział, „ale także z nadmiernym ich używaniem, a to często prowadzi do uzależnień mających negatywny wpływ na zdrowie”. Papież ubolewał, że często są one „związane z kompulsywnym hazardem i zakładami, pornografią” oraz „niemal ciągłą obecnością na platformach świata cyfrowego”. W takich przypadkach, jak dodał „przedmiot uzależnienia staje się obsesją, warunkującą zachowanie i codzienne życie”.
CZYTAJ DALEJ

Najważniejsza świątynia świata

2025-11-04 13:44

Niedziela Ogólnopolska 45/2025, str. 20

[ TEMATY ]

homilia

Liturgia Tygodnia

Rembrandt – Wypędzenie przekupniów z świątyń

Nie zawsze zdenerwowanie, złość czy furia są moralnie karygodne. Raczej nie lubimy być pod wpływem nieprzyjemnych emocji. Delektowanie się spokojem jest dalece bardziej miłe. Tęsknimy za błogostanem, który młodzi określają słowem: chillout.

Nie zawsze zdenerwowanie, złość czy furia są moralnie karygodne. Raczej nie lubimy być pod wpływem nieprzyjemnych emocji. Delektowanie się spokojem jest dalece bardziej miłe. Tęsknimy za błogostanem, który młodzi określają słowem: chillout. W czasach napiętych terminarzy czy nadużywania social mediów, które trzymają nas w napięciu, a potem pozostawiają w stanie zbliżonym do stuporu lub depresji, to normalne. Bardzo potrzebujemy „świętego spokoju”. Nie zawsze jednak jest on ideałem ewangelicznym. Jeśli chcę zachować dobrostan, nie mogę odwracać głowy od ludzkiej krzywdy, która dzieje się na moich oczach. Nie wolno mi nie reagować, nawet wzburzeniem, gdy trzeba kogoś ostrzec przed niebezpieczeństwem, obronić przed agresorem czy zaangażować się w schwytanie złoczyńcy. Nie mogę wtedy powiedzieć: „to nie moja sprawa”, „od tego są inni”albo „co mnie to obchodzi”. To tchórzostwo. Tak rozumiany „święty spokój” jest nieprawością albo tolerancją zła. Jak mógłbym przymykać oko, gdyby ktoś popychał bliźniego na drogę upadku. Czy jest godziwe nieodezwanie się przy stole – dla zachowania pozytywnych wibracji – kiedy trzeba bronić ludzkiej i Bożej prawdy? Czy milczenie w sytuacji kpiny z dobra, altruizmu czy świętości jest godne chrześcijanina? Czy kumplowskie poklepywanie po ramieniu w imię „przyjaźni”, kiedy trzeba koledze zwrócić uwagę, upomnieć go lub nawet nim wstrząsnąć, uznamy za cnotę? Nawet kłótnia może być święta! Wszak istnieje święte wzburzenie. Jan Paweł II krzyczał do nas wniebogłosy, upominając się o świętość małżeństwa i rodziny oraz o ewangeliczne wychowanie potomstwa. Współczesna tresura, nakazująca tolerancję wszystkiego, wymaga sprzeciwu, czasem nawet konieczności narażenia się grupom uważającym się za wyrocznię. Jezus powiedział: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię (Łk 12, 49). To też Ewangelia. Myślę, że zdrowej niezgody na niecne postępki, zwłaszcza te wykonywane pod płaszczykiem „zbożnych” czynności czy „szczytnych celów”, uczy nas dzisiaj Mistrz z Nazaretu. Primum: zauważyć ten proces czający się we mnie. Secundum: być krytycznym wobec świata. W dzisiejszej Ewangelii Zbawiciel jest naprawdę zdenerwowany, widząc, co zrobiono z domem Jego Ojca. Nie używa gładkich słów i dyplomatycznych gestów. Zagrożona jest bowiem wielka wartość. Najważniejsza świątynia świata miała za cel ukazanie Oblicza Boga prawdziwego i przygotowanie do objawiania jeszcze wspanialszej świątyni, dosłownej obecności Boga wśród ludzi – Syna Bożego. Na skutek ludzkich kalkulacji stała się ona niemal jaskinią zbójców, po łacinie: spelunca latronum. Dlatego reakcja Syna Bożego musiała być aż tak radykalna. Jezusowy gest mówi: w tym miejscu absolutnie nie o to chodzi! „Świątynia to miejsce składania ofiar miłych Bogu. Pan Jezus złożył swojemu Przedwiecznemu Ojcu ofiarę miłości z samego siebie. Ta Jego miłość, w której wytrwał nawet w godzinie największej udręki, ogarnia nas wszystkich, poprzez kolejne pokolenia i każdego poszczególnie, kto się do Niego przybliża” (o. Jacek Salij). O to chodzi w autentycznym kulcie świątynnym.
CZYTAJ DALEJ

Niezwykła historia Świecy Niepodległości. Dar Polaków dla papieża przetrwał wojnę

2025-11-10 14:19

[ TEMATY ]

historia

Świeca Niepodległości

dar Polaków

YouTube/Archidiecezja Warszawska

Świeca Niepodległości

Świeca Niepodległości

Historia tej świecy jest naprawdę niezwykła. Pierwotnie podarowana Piusowi IX - papieżowi zaangażowanemu na rzecz sprawy polskiej, staje się symbolem proroctwa i wraca do kraju, by później cudem ocaleć z zawieruchy wojennej. Dziś zapalana jest przez Prezydenta RP w każde Święto Niepodległości w wolnej i suwerennej Polsce.

Polska delegacja, która przybywa 29 czerwca 1867 r. do Rzymu na kanonizację świętego Jozafata Kuncewicza, ofiarowuje papieżowi Piusowi IX Świecę. Wykonana z dziewiczego wosku pszczelego, mierzy 180 cm wysokości, zdobi ją wizerunek Maryi i bogaty ornament kwiatowy. Ma być znakiem wdzięczności Polaków nie tylko za wyniesienie do chwały ołtarzy rodaka, ale także za zaangażowanie papieża na rzecz sprawy polskiej.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję