Reklama

Krąg dobra. Szczyt geniuszu i mecenatu

Mecenat państwa, podobnie jak mecenat osób fizycznych, obejmujący swoją pieczą działania artystyczne – czyli to wszystko, co ujmujemy w szerokie ramy sztuki – wydaje się tak stary, jak daleko sięga nasza pamięć. Niestety, ostatnie kilka dekad galopującej komercjalizacji i podporządkowywania życia finansowym regułom gry postawiło wiele kwestii na głowie. Zmieniamy to.

Niedziela Ogólnopolska 30/2018, str. 24-25

Jarosław Budzyński/WOK

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Reklama

Mniej więcej 15 lat temu pisałem recenzję bardzo niszowego festiwalu, z góry wpisanego w tę dziedzinę sztuki, którą określa się mianem „off”. Zapytany przez jednego z redaktorów naczelnych (a była to duża gazeta codzienna), dlaczego nie piszę, że takie działania są możliwe dzięki finansowemu wsparciu dużej firmy zajmującej się szeroko pojmowanymi finansami, odpowiedziałem: Bo to może zostać uznane za kryptoreklamę. Po długiej dyskusji stwierdziliśmy, że chyba zabrnęliśmy w ślepy zaułek, bo przecież firma daje pieniądze i jedyne, na co może liczyć, to na umocnienie wizerunku (wszak staje się mecenasem sztuki), a tym samym – na reklamę. Oczywiście, takie podmioty stać na wykupienie całostronicowych reklam w każdej gazecie, jednak to nie to samo. Co innego krzycząca reklama, a co innego zaistnienie w obrębie czegoś, co nosi cechy budowania potencjału intelektualnego – humanistycznego Polski jako wielkiej wspólnoty jej obywateli. Oczywiście, byłbym naiwny, gdybym napisał, że takie działanie stało się normą i wszyscy wszędzie chwalą swoich mecenasów, a zwłaszcza cudzych! I to mnie boli. Patrzę na zjawisko jako artysta i dziennikarz i wiem, że podmiot gospodarczy – zwłaszcza duża spółka notowana na giełdzie czy globalna korporacja – ma pieniądze zarezerwowane na swoją promocję. Ale w tym gronie są elity, które łożą na sztukę. Z jednej strony to świadomość jej zarządzających, którzy operują perspektywą znacznie odleglejszą niż roczne sprawozdanie dla rady nadzorczej. Z drugiej zaś – jest to dokładnie to samo, co odróżnia pragmatycznego polityka od męża stanu. Pierwszy działa od wyborów do wyborów, a drugi myśli w kontekście pokoleń. Firmy dbające o wizerunek patrzą perspektywicznie. Zakończony w drugi weekend lipca 28. Festiwal Mozartowski pokazał coś, co wspólnie w redakcji „Niedzieli” uznaliśmy za normalność.

Ot, w pewne działania każdy włącza się tym, w czym jest najlepszy, do czego jest stworzony.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Taka mieszanina kompetencji i doświadczenia jest z góry skazana na sukces. Przywołajmy cztery podmioty, które łącząc siły, pokazały słuszność takiego działania. Pierwszy to władza samorządowa, konkretnie sejmik województwa mazowieckiego, który – mimo wielu pokus i perturbacji – postawił na kulturę i – mimo łupienia jego budżetu przez tzw. podatek „janosikowy” – dba o kulturę, utrzymując liczne instytucje (jest organizatorem instytucji kultury: artystycznych i nieartystycznych – teatrów, np.Warszawska Opera Kameralna, zespołów takich jak choćby słynne „Mazowsze”, muzeów itp.). Na radykalne cięcia w budżetach tych instytucji nie ma zwyczajnie przyzwolenia. Trochę przypomina to słynną historię z Winstonem Churchillem, który nagabywany w czasie wojny o dokonanie cięć w obrębie kultury na rzecz zbrojenia odmówił, i wytłumaczył: skoro sami obetniemy pieniądze na kulturę, to po co prowadzić wojnę.

Reklama

Kultura ta, tak chętnie nazywana wysoką, nie obejdzie się bez wsparcia medialnego. Zakończony festiwal miał licznych patronów, ale w tym gronie „Niedziela” była tym szczególnym. Profil tygodnika i solidny światopoglądowy fundament zbudowany na nakazach Dekalogu idealnie wpisały się w tę linię programową festiwalu, która odnosiła się wprost do muzyki sakralnej Wolfganga Amadeusza Mozarta. Kiedy idea jest wsparta dobrym słowem i działaniem, to efekt nie idzie na marne. Tłumy na „Requiem”, Mszy c-moll, „Mszy Koronacyjnej” i „Nieszporach” świadczą, że informacja dotarła do tych, dla których istnieje jedno sacrum. „Niedziela” stała się swatem, który połączył artystów z odbiorcami-adresatami sztuki. Podobno gentlemani nie rozmawiają o pieniądzach. Bo je mają.

No właśnie, ale sztuka wymaga dotacji. Wszystko, co stoi w opozycji do masowej popkultury, w swej naturze jest dalekie od komercyjnych zakusów, schlebiania tanim gustom, a tym samym nie generuje przychodów dających możliwość całkowitego finansowania artystycznych działań nastawionych na jednoznaczne osadzenie sztuki w obrębie jej sacrum. Jak daleko sięgnąć pamięcią, zawsze istniała symbioza między twórcą a jego mecenasem. Najwybitniejsi kompozytorzy, dramatopisarze, malarze, rzeźbiarze, bez względu na dziedzinę sztuki, w której dawali upust swojej artystycznej wizji, szli ramię w ramię za horyzont ludzkiej wyobraźni. Galerie są pełne prac, u zarania których stały zamówienie, mecenat – ot, budżet, który jak dzisiejsze dotacje celowe, granty czy donacje, miał kreować, kształtować, akcelerować bądź wręcz wywoływać – inicjować coś, co przetrwało do naszych czasów jako wykwit ludzkiego geniuszu, owoc wizjonerstwa, wyobraźni i wrażliwości.

Wyznanie wiary dziełem. Opery, symfonie, zbiory kompozycji przeznaczonych na instrumenty solowe, pieśni, msze, dzieła pisane pod dyktando kalendarza liturgicznego – to wszystko powstawało na styku geniuszu i mecenatu. Dość wspomnieć dzieła Jana Sebastiana Bacha tworzone w rytm niedziel i świąt kościelnych, tak aby muzyka stawała u boku modlitwy na chwałę Pana. A czyż nie zamówienie leży u fundamentu kompozycji, która do dzisiaj zaświadcza o geniuszu Wolfganga Amadeusza Mozarta? Gdzie bowiem byłaby muzyka, w którym miejscu jej rozwoju, gdyby nie anonimowy posłaniec z pieniędzmi od mecenasa, który zamówił „Requiem”? Ta piękna tradycja dzielenia się tych, którzy mogą poświęcić część kapitału na rzecz sztuki, trwa. Owszem, przyjmuje ona inny kształt, zwłaszcza tam, gdzie do głosu dochodzi mecenat państwa, samorządu czy instytucji. Raz przejawia się on w konkretnych kwotach, które budują budżet artystycznego przedsięwzięcia, a kiedy indziej jest to świadczenie rzeczowe, wynikające z profilu i specyfiki rynkowej aktywności sponsora. Takie działanie to przejaw zarówno świadomości, jak i odpowiedzialności tych, którzy są w stanie wspierać kulturę. Bo ten mecenat to inwestowanie w Polskę – ojczyznę przez jej rozwój w obszarze sztuki. Festiwal Mozartowski nigdy nie doszedłby do skutku, gdyby nie szczodrość donatorów. Bezspornie w tym gronie nie sposób przecenić roli zarówno wspomnianego organizatora – samorządu województwa mazowieckiego, jak i mecenasa – Polskiej Grupy Energetycznej. To właśnie w działaniu PGE widać, że gdzieś jako spółka zarabia, aby w innym miejscu zaistnieć jako mecenas sztuki. To również przejaw normalności, spółka Skarbu Państwa dba o jego dobro w sferze sztuki – kultury. Tak buduje się również Polskę jutra, która w każdej dziedzinie musi być konkurencyjna. Nadmieniłem, że działanie opierało się na czterech podmiotach.

Tym czwartym są, oczywiście, artyści i realizatorzy spod szyldu WOK. Instrumentaliści, śpiewacy, obsługa sceny, krawcowe, chór, dyrygenci, reżyserzy, scenografowie, stylistki, fryzjerki, szefostwo odpowiedzialne za wizję i jej realizację... Armia ludzi uzbrojona w artystyczną wizję. I te cztery siły połączone – zadziałały. Ostatecznie zawsze wygranym jest człowiek, obywatel, Polak. Bo te skonsolidowane działania: samorządu, mecenasa, mediów i artystów skierowane są do niego – melomana. Aby miał styczność ze sztuką, aby w jego życiu istniały – obok codziennego zagonienia i pracy – również piękno i czas na wyciszenie. A gdy w tym wszystkim jak w muzyce Mozarta znajduje się Bóg, to można mówić o pięknym, zamkniętym kręgu dobra.

2018-07-25 12:04

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kolejne ataki osadników na Zachodnim Brzegu

2025-11-21 17:01

[ TEMATY ]

Zachodni Brzeg

ataki na chrześcijan

@Vatican Media

Palestyna

Palestyna

Nie ustaje przemoc w ostatniej palestyńskiej wiosce zamieszkanej całkowicie przez chrześcijan. „Te akty wandalizmu i przemocy są nie do przyjęcia i wymagają stanowczego potępienia” – podkreśla proboszcz parafii w Taybeh, o. Bashar Fawadleh.

Zniszczone budynki i samochody, podpalenia, szkody w uprawach: przemoc i ataki izraelskich osadników w Palestynie nie ustają. Nie ma już spokoju nawet w Taybeh, niewielkiej wiosce oddalonej o kilka kilometrów na północ od Jerozolimy i na wschód od Ramallah, znanej jako ostatnia palestyńska miejscowość zamieszkana w całości przez chrześcijan. „W ostatnich dniach doświadczyliśmy nowych ataków ze strony osadników” – wyjaśnia mediom watykańskim o. Bashar Fawadleh, pochodzący z Aboud, kolejnej małej wioski w okolicach Ramallah, od 2021 r. proboszcz parafii w Taybeh. W wiosce, liczącej niewiele ponad tysiąc mieszkańców, są aż trzy kościoły: prawosławny, melchicki i obrządku łacińskiego.
CZYTAJ DALEJ

Ofiarowanie Najświętszej Maryi Panny

[ TEMATY ]

wspomnienia

Wikimedia Commons

Prezentacja Marii w świątyni obraz Tycjana. By Titian [Public domain], via Wikimedia Commons

Prezentacja Marii w świątyni obraz Tycjana. By Titian [Public domain], via Wikimedia Commons

21 listopada w tradycji katolickiej przypada święto, na temat którego większość wiernych nie wie zbyt wiele. Inne święta i uroczystości związane z Matką Bożą są nawet przeciętnie zorientowanym dość dobrze znane – przeważnie wiemy bowiem, czym było Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny, Jej Wniebowzięcie, Niepokalane Poczęcie czy Zwiastowanie Pańskie, ale gdy słyszymy o ofiarowaniu, niejeden spośród wiernych ma problem ze zdefiniowaniem istoty tego święta. Przypomnijmy więc czym ono jest.

Zgodnie ze starotestamentowym zwyczajem Żydzi, zanim ich dziecko ukończyło piąty rok życia, zabierali swe dziecko do jerozolimskiej świątyni i oddawali kapłanowi, by ofiarował je Panu. Był to rytuał podobny w swej ziemskiej wymowie do ustawionego oczywiście później – już wśród chrześcijan – chrztu. Podobnie jak to przez wieki w późniejszej tradycji katolickiej, tak i wśród żydów niektóre matki, w związku ze szczególnymi dla siebie wydarzeniami, niektóre spośród swoich dzieci decydowały się, tuż po urodzeniu, oddać na służbę Bogu. To także odbywało się podczas obrzędu ofiarowania.
CZYTAJ DALEJ

Prezydent: to Ukraińcy, przy wsparciu USA oraz UE, muszą mieć decydujący głos w rozmowach pokojowych

2025-11-21 22:42

KPRM

Prezydent Karol Nawrocki podkreślił w piątek, że to Ukraina padła ofiarą zbrodniczej agresji Putina i to Ukraińcy, przy wsparciu Stanów Zjednoczonych oraz krajów UE, muszą mieć decydujący głos w rozmowach pokojowych. Dodał, że agresorem była i jest Rosja.

„Pojawiające się propozycje zakończenia rosyjskiej wojny przeciw Ukrainie muszą uwzględniać fakt, że Rosja jest państwem niedotrzymującym umów” - zaznaczył prezydent Nawrocki we wpisie na platformie X.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję