Reklama

Miłość ma barwy pamięci

Tabor nie jest celem

Niedziela przemyska 11/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Kiedy minęła ekstaza, Apostołowie, którym dane było doświadczyć cudu Taboru, nie w pełni jeszcze świadomi, wykrzykują życzenie, by mogli pozostać w tym miejscu, by postawić namioty. Ewangelista konkluduje, że stało się tak, bo nie wiedzieli, co mówili. Na stronie internetowej diecezji czytam przez kolejne dni nieco zadziwiające i niezrozumiałe dla mnie anonse - zaproszenia na górę Tabor, jednych na 10.00, innych na 15.00. Gospodarzem Słowa jest ten sam człowiek. Zadziwiające jest i to, że gros informacji o życiu wspólnoty zawiera się w owych zaproszeniach na górę. Opłatki, spotkania prezesów, asystentów. W zasadzie nie schodzą z góry, aby na dole świadczyć o bogactwie daru Przemienienia.

Moi bohaterowie wielkopostnych zamyśleń nie są ludźmi struktur. Marian na swój sposób i swoją determinacją „zwleka” do Zarycha, jak się to potocznie mówi, kolejnych ludzi. Krzysiek w swoim miejscu pracy opowiada o doświadczeniu Taboru i ludzie, jak ewangeliczny Nikodem nieco skrycie, pytają go: Krzysiek, gdzie się dzieją takie rzeczy, bo w mojej rodzinie, w moim małżeństwie nie jest najlepiej, a tak bym chciała zmienić nasze życie.

Nasz dzisiejszy „rekolekcjonista” nie jest mi tak dobrze znany, jak poprzedni, ale zaimponował mi entuzjazmem doliny i pazernością na życie wśród codzienności. Góra, to tylko epizod, który rozpoczął prawdziwą przygodę świadectwa.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

„Pochodzę z Bliznego. Mój kontakt z alkoholem rozpoczął się bardzo wcześnie. Wojsko, praca utwierdziły ten nawyk, który niespodziewanie ujawnił się jako nałóg. Tradycyjnym tokiem wiejskiej filozofii wszyscy czekali na ślub i małżeństwo, jako że «gdy się ożeni to się odmieni». I ożeniłem się. I odmieniłem się… na gorsze. Trudno opisywać moje alkoholowe wyczyny - dość powiedzieć, że kiedy urodził się mój pierwszy syn, długo o tym nie wiedziałem, bo ciągle byłem pijany. Moje zachowanie i poród spowodował, że moja żona dostała choroby tarczycy i decyzja lekarza była jednoznaczna - to koniec marzeń o kolejnych dzieciach. Dla mnie to dodatkowy powód do zapijania swojego «niespełnienia». Przyszedł jednak dzień, kiedy żona już nie wytrzymała mojego szaleństwa. Któregoś dnia mój «dobytek» znalazłem pod drzwiami naszego domu w Jasienicy. Świat zawirował, adrenalina przelała się wszystkimi możliwymi ujściami - co ona myśli, że Grzesiek nie da sobie rady, że będzie pełzał z przeprosinami? Niedoczekanie. Wróciłem do Bliznego, do ojca i dalej udowadniałem moją niewinność alkoholową, która przejawiała się w permanentnym stanie upojenia. Trwało to pięć lat. W tak zwanym międzyczasie do listy wrogów mojej niewinności dopisałem jeszcze jedną grupę - księży. W niedzielę starałem się chodzić do kościoła. I tu zderzałem się z ową napastliwością duchownych - co kazanie, to o alkoholu. Nie mogłem tego przetrzymać. Był już piąty rok mojej emigracji do rodzinnego domu. Kolęda. Ojcu udało się mnie utrzymać w chałupie. Przyszedł ks. Stanisław Wawrzkowicz i bez nerwów, z ojcowskim zatroskaniem, nawet się uśmiechając, rzekł jakby od niechcenia: - Grzesiek, taki z ciebie elegancki chłopak, a tak się staczasz. Może już wystarczy tego. Tu wyjął kopertę i dodał: Masz tu pieniądze, jedź do Przemyśla do ks. Zarycha. Może ci się uda. Nie miałem czasu protestować, a kiedy ksiądz wyszedł, ja trzymając w ręce kopertę, pomyślałem: od pięciu lat on jeden mówi do mnie, że wierzy, że mogę jeszcze być człowiekiem. Nie mogę go zawieść. Pojechałem do Przemyśla. Nie potrafię opowiedzieć, co się ze mną wówczas działo. Wyjechałem z podpisaną Krucjatą. Była niedziela. Wysiadłem z Brzozowie i poszedłem do kościoła na Gorzkie żale. Całe kazanie było jakby do mnie. Płakałem pod chórem jak dziecko, tak że nawet jedna z pań zaniepokojona zapytała mnie, czy coś mi nie jest. Co jej miałem powiedzieć - było mi bardzo, bardzo lekko i żałośnie. Po nabożeństwie poszedłem do zakrystii i pocałowałem księdza w rękę, dziękując mu, że przygotował kazanie specjalnie dla mnie. Był mocno zdziwiony, nie wiem nawet, czy nie pomyślał, że jestem jakiś nawiedzony. Rozpoczęły się moje trudne powroty do żony, dziecka. Powoli udowadniałem, że moja zmiana nie jest chwilowym kaprysem. Żona powoli przyjmowała moje nawrócenie. Wiem, że płakała nocami ze szczęścia i lęku, żeby się to nie skończyło nagle moim upiciem. Byłem trzeźwy. Pokusy nachodziły mnie straszne. Lubiłem bardzo piwo. Żeby nie ulec piłem hektolitry wody, żeby zabić pragnienie. Udawało się, ponieważ czułem za sobą modlitwę ludzi. Potem zaczęły się cuda. Któregoś dnia moja żona oznajmiła, że będzie matką. Przestraszyłem się - przecież jest chora, nie może już decydować się na dzieci. Szybko badania i… okazuje się, że z choroby tarczycy nie pozostało śladu. Kiedy pojechała do Rzeszowa rodzić, bywałem u niej po kilka razy dziennie. Tym razem to ona mnie prosiła: Grzesiek, nie przyjeżdżaj tak często, bo się dziewczyny ze mnie śmieją. A ja odpowiadałem cały dumny - a niech się śmieją, to przecież moje dziecko.

Potem pojawiło się kolejne dziecko. Zacząłem odzyskiwać u ludzi zaufanie, zamówienia przychodziły jak wiosenny deszcz. Jestem rzemieślnikiem, cieślą. I tak mija już drugi dziesiątek lat mojego trwania w Krucjacie”.

Kiedy po kolejnym świadectwie rozmawialiśmy prywatnie, Grzesiu powiedział: Księże, ja już nie mogę pić. Za dużo bym stracił.

Okazało się, że Pan miał zamiar, aby Grzesiu nie tylko nie pił, ale zapomniał o tym, że kiedyś był niewolnikiem, a podjął się pracy nad wyprowadzaniem innych z choroby. Grześ, jak się dowiaduję, po ostatnich rekolekcjach ORDW założył firmę i daje pracę innym ludziom. Szuka takich, którzy popadli w uzależnienie z powodu braku pracy i sensu życia. Bardzo lubię słuchać Grzesia. Nie czyni się męczennikiem swojej przeszłości, nie chełpi się nią, ale pokazuje ludziom radość z bycia wolnym.

O Wojtku i Dorocie pewnie też uda się napisać w tym okresie liturgicznym. Oni także w swojej firmie mają miejsce dla ludzi pogubionych na alkoholowej drodze.

Zatem nie Tabor jest celem. Jest środkiem do umocnienia, ale weryfikuje się naszym zachowaniem w dolinie codzienności. To pewnie ważny punkt naszych rozważań postnych. Także dla ludzi udzielających się w różnych wspólnotach Żywego Kościoła.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kard. Fernández: małżeństwo jest możliwe jedynie między mężczyzną i kobietą

2025-11-25 21:13

[ TEMATY ]

rodzina

Adobe Stock

„Małżeństwo, ze względu na swój wszechobejmujący charakter i poszanowanie godności, może być zawarte tylko pomiędzy dwojgiem ludzi: mężczyzną i kobietą” - powiedział kard. Víctor Manuel Fernández, podczas watykańskiej prezentacji noty doktrynalnej Dykasterii Nauki Wiary „Jedno ciało. Pochwała monogamii”. Wyjaśnił, że dokument „pragnie zgłębić wartość i piękno monogamii jako wyłącznego związku pomiędzy mężczyzną i kobietą”.

Przyznał, że początkowo nota miała nosić tytuł „My dwoje”, aby wskazać „decyzję o należeniu do siebie nawzajem, ich dwojgu w sposób wolny połączonych wobec świata”. Prefekt Dykasterii zauważył, że o ile Kodeks Prawa Kanonicznego stwierdza, iż „istotnymi właściwościami małżeństwa są jedność i nierozerwalność”, to nota skupia się „jedynie na jedności” jako „wspólnocie życia, przyjaźni małżeńskiej, wzajemnej pomocy, całkowitym dzieleniu się ze sobą”. „Miłość małżeńska to głęboka więź emocjonalna, zakorzeniona w woli, która wybiera innego jako jedność z samym sobą” - stwierdził argentyński purpurat.
CZYTAJ DALEJ

Woskowa figura Leona XIV w Gabinecie Figur Woskowych

2025-11-25 15:32

[ TEMATY ]

muzeum

Leon XIV

©Vatican Media

Gabinet Figur Woskowych w Madrycie wzbogacił się o nowy eksponat: woskową postać papieża Leona XIV. Figura obecnego papieża dołącza do istniejących wizerunków Jana XXIII, Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka, łącząc w ten sposób po raz pierwszy pięciu papieży pod jednym dachem, poinformowało muzeum w mediach społecznościowych.

Stworzenie figury wymagało miesięcy skrupulatnej pracy, czytamy we wpisie Gabinetu Figur Woskowych: „Rzeźbiarze i rzemieślnicy starannie dopracowali każdy gest, każdy szczegół i każdą ekspresję, aby stworzyć realistyczny i pełen ekspresji wizerunek papieża”. Nowe dzieło można już oglądać w Gabinecie Figur Woskowych w Madrycie.
CZYTAJ DALEJ

Łacina nie będzie już językiem urzędowym preferowanym w Watykanie

2025-11-26 10:50

[ TEMATY ]

Watykan

łacina

preferowany

język urzędowy

Adobe Stock

Łacińskie napisy w Rzymie

Łacińskie napisy w Rzymie

Łacina nie jest już preferowanym językiem urzędowym w Watykanie. Wynika to z opublikowanego w tym tygodniu zaktualizowanego zbioru przepisów dotyczących Kurii Rzymskiej, zatwierdzonego przez papieża Leona XIV. W rozdziale dotyczącym języków używanych w Watykanie napisano: „Władze Kurii sporządzają swoje dokumenty zazwyczaj w języku łacińskim lub innym języku”.

W poprzedniej wersji „Regolamento” język Juliusza Cezara i Cycerona nadal zajmował szczególne miejsce. Brzmiało ono:
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję