Reklama

Kajakiem z Krakowa do Bałtyku

Wyprawa z nurtem Wisły pomogła dwóm śmiałkom w sutannach poznać prawdziwe oblicze królowej polskich rzek i odkryć, że oglądane z tej perspektywy znane miejsca wyglądają zupełnie inaczej niż z perspektywy drogi. Patronem wyprawy był Jan Paweł II, a stałą lekturą - jego książka „Pamięć i tożsamość”

Niedziela Ogólnopolska 28/2009, str. 36

Cisza wieczornych biwaków na niezliczonych pustych wyspach wiślanych była urzekająca i niezapomniana
Ks. Andrzej Caputa

Cisza wieczornych biwaków na niezliczonych pustych wyspach wiślanych była urzekająca i niezapomniana<br>Ks. Andrzej Caputa

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dzień 3

Z wolna wysuwam się ze śpiwora dopiero dziesięć minut po… szóstej! Na szczęście jest jasne, żywe słońce, które znów świeci prosto w nasze wejście do namiotu. Ufam, że ta jasność wkrótce pobudzi nas do życia. Pierwsze kroki kieruję ku kajakom. Sprawdzam każdą rysę na dnie. Martwię się zwłaszcza tą najgrubszą. Przyglądam się jej z bliska. Próbuję się uspokoić. Rysa jest, ale nie ma dzięki Bogu pęknięcia.
Rozpoczynając spływ, widzimy na tafli wiślanej zbliżający się do nas mały… „wodny tort”. Okazuje się, że jest to nic innego, jak najzwyczajniejszy styropianowy ślad po tradycji puszczania wianków świętojańskich.
Kiedy przepływamy pod mostem w Szczucinie, zauważam na mapie, w całkiem niedalekiej odległości od Wisełki, miejscowości o nazwach „Wadowice Górne” i „Wadowice Dolne”. To oczywiście, niemal automatycznie, wywołuje we mnie skojarzenie najpierw z samą osobą Ojca Świętego Jana Pawła II, a później z jego licznymi kajakarskimi przygodami.
Rozglądając się wokół, zauważamy po prawej stronie rzeki kolejny krzyż. Niemal automatycznie szeptam „Wieczny odpoczynek”. Opanowuje mnie nastrój zadumy: Ileż to istnień ludzkich pochłonęły już wody wiślane? Ile osób ginie nad Wisłą rokrocznie?
Przed szesnastą jesteśmy opodal Połańca. Mijamy kutry i barki o nazwach „Paweł”, „Helena”, „Kraków”, „Soła”. Barki te wypełnione są trzciną, która będzie użyta do umacniania brzegów. Wisła w tej okolicy jest coraz bardziej rozlana. To już naprawdę szeroki akwen. Około szesnastej dostrzegamy dwie biało-czerwone „skarpety” strzelające w niebo. Chodzi o kominy elektrowni wodnej w Połańcu. Nie ma na tym odcinku mostu. Funkcjonuje tylko prom z różnej wysokości podjazdami wykorzystywanymi w zależności od stanu wody.
Koło elektrowni jesteśmy mniej więcej za godzinę. Czujemy, że nurt nagle znacznie przyspiesza. Jest jakby trochę nieswojo. Co będzie dalej? W ostatniej chwili udaje się nam ominąć żelazne umocnienia.
Okazuje się, że na wysokości elektrowni został utworzony sztuczny stopień wodny. Po drugie - tuż nad wodą - nie wiadomo po co - przeciągnięta została linka stalowa. Po trzecie - widać z góry, iż tworzą się tam wiry. I wreszcie po czwarte - dowiadujemy się od strażnika zakładowego, że rok temu przepływający tędy kajakarze mieli prawdziwie traumatyczne przeżycia. Jedna z osób o mało nie utonęła. Dlaczego? O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego nie ma bezpieczniejszego miejsca do spływu?
Dzięki życzliwości panów z ochrony elektrowni mogę z nimi wjechać na teren strzeżony i osobiście zobaczyć to najbardziej niebezpieczne miejsce. Po dłuższej analizie stwierdzam, że chyba damy radę. Rzeczywiście nurt obniża się i są wiry, ale na szczęście owa stalowa linka jest na tyle wysoko nad lustrem wody, że nie będzie chyba konieczne pochylanie się czy wręcz przyjmowanie w kajaku pozycji leżącej. Zanim odepchniemy się od brzegów zatoczki, w której zacumowaliśmy z tak dużym trudem, zakładamy kapoki. Spontanicznie zapinamy je na sobie nieco mocniej. Mamy niezłego pietra.
Kiedy jesteśmy na wysokości elektrowni, płyniemy dwa, trzy metry od brzegu po prawej stronie. Nurt z lewej strony obmywa metalowe, zardzewiałe osłony. Wiemy, że woda jest pod nimi wciągana w te złowrogo ryczące turbiny. Nie trudno sobie wyobrazić co by się stało, gdyby ktoś został tam wessany.

Dzień 4

Około wpół do jedenastej, kiedy już mamy zamiar wystartować do kolejnego etapu spływu, zaczyna mżyć. Nieco później robi się na szczęście ciepło. Jesteśmy w kurtkach przeciwdeszczowych, więc można powiedzieć, że robi się nam nawet za ciepło.
Wisła nadal urzeka licznymi wysepkami. Obydwaj coraz lepiej „czytamy” rzekę. Raz po raz wykorzystujemy nieco szybszy nurt, włączając się w bieg Wisły, która znacznie przyspiesza zaraz za kamiennymi falochronami. Czuć wówczas kołysanie oraz lekkie kręcenie spowodowane powstającymi tamże wirami. Nie wydaje się to jednak być zbyt groźne, gdyż na tym odcinku rzeki wiry są jeszcze stosunkowo niewielkie.
Dopływając do Tarnobrzega, najpierw widzimy wysokie wieże kościołów. Patrząc na lokalizację tego miasta, dochodzimy do wniosku, że w zasadzie mieszkańcy ani tym bardziej radni nie interesują się Wisłą. Jedynie wędkarze wiedzą, że w Wiśle można już łowić ryby. Jak się wkrótce przekonamy, całkiem inaczej mają się sprawy w Sandomierzu, który Wisłę traktuje jak partnera.
Przed Sandomierzem wpatrujemy się w inteligentną konstrukcję umocnień brzegowych. Misterna robota. Zbudowanie takich umocnień z pali, kamieni i krzewów musiało na pewno kosztować dużo wysiłku. Teraz z pewnością spełnia swoje zadanie, gdyż po jakimś czasie dodatkowo obrasta zaroślami i dlatego jest w stanie wytrzymać napór wody podczas powodzi.
Za Sandomierzem rozciągają się dziwne góry. Noszą nazwę Gór Pieprzowych. I wyglądają faktycznie jak duże ziarna pieprzu. Przy zachodzącym akurat słońcu ich widok wywołuje we mnie skojarzenie z rzymskim Awentynem. Gdyby jeszcze tylko były porośnięte innym rodzajem drzew - typu włoskiego. Obrazek byłby wówczas niemal identyczny.
Czwartkowy etap spływu kończymy na piaszczystej skarpie przy ujściu, a właściwie w samym ujściu Sanu do Wisły. Słucham audycji radiowej o tym, co stało się w Wielkiej Brytanii. Chodzi o zamachy bombowe. Chwilę rozmawiamy na ten temat, ale wkrótce zmęczenie bierze górę. Jeśli chodzi o „Pamięć i tożsamość”, to wielokrotnie podczas dnia myślałem nad tym trudnym problemem istnienia dobra i zła. Co Papież miał na myśli, mówiąc, że Bóg dopuścił miarę zła oraz że miara dobra jest zawsze większa. Przerasta mnie ten temat. Owszem, czuję na przykład, że przebaczenie to dobro większe od zła, ale inne wątki myśli papieskiej w tym rozdziale są dla mnie jeszcze za trudne.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2009-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Trwają poszukiwania ks. dr. Marka Wodawskiego OFMConv. - apel policji i diecezji

2025-11-18 17:08

[ TEMATY ]

kapłani

Archiwum

Diecezja Warszawsko-Praska oraz policja apelują o pomoc w poszukiwaniach 44-letniego ks. Marka Wodawskiego OFMConv., kapłana z parafii Matki Bożej Królowej Polski w Aninie, który zaginął 7 listopada.

Komenda Rejonowa Policji Warszawa VII prowadzi intensywne poszukiwania ks. dr Marka Wodawskiego, 44-letniego kapłana zakonu Franciszkanów (OFM Conv.), który 7 listopada 2025 r. około godziny 19:30 wyszedł ze swojego mieszkania przy ul. Białowieskiej w Warszawie i do dziś nie powrócił ani nie nawiązał kontaktu z bliskimi.
CZYTAJ DALEJ

Film „Sacré Coeur” kinowym hitem we Francji

2025-11-18 11:55

[ TEMATY ]

film

Sacré Coeur

Vatican Media

Małgorzata Maria Alacoque

Małgorzata Maria Alacoque

Ponad 400 tys. widzów w niespełna półtora miesiąca i rekordowe kolejki przed kinami – a równocześnie odwoływanie pokazów i zakaz plakatów w metrze. Film „Sacré Coeur” o objawieniach Najświętszego Serca Jezusa stał się we Francji fenomenem kulturowym i mocnym głosem w sporze o świeckość państwa – donosi Catholic Weekly.

Wyświetlany od 1 października film o podtytule „Jego panowanie nie będzie miało końca”, opowiada o objawieniach Jezusa św. Małgorzacie Marii Alacoque w Paray-le-Monial w latach 1673–1675. Produkcja – łącząca rekonstrukcje historyczne, świadectwa i komentarze ekspertów – powstała z okazji 350-lecia objawień.
CZYTAJ DALEJ

Misja Andrzeja Słowika

2025-11-19 10:30

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Marek Kamiński

Misja – o nielegalnej wyprawie na Zachód Andrzeja Słowika - książka Jerzego Kropiwnickiego

Misja – o nielegalnej wyprawie na Zachód Andrzeja Słowika - książka Jerzego Kropiwnickiego

W Polsko – Amerykańskim Ośrodku Kształcenia Zawodowego przy Regionie Ziemi Łódzkiej NSZZ Solidarność w Łodzi przy ul. A. Kamińskiego 17/19 odbyła się prezentacja książki Jerzego Kropiwnickiego „Misja – o nielegalnej wyprawie na Zachód Andrzeja Słowika”. Na spotkanie przybyło wielu działaczy opozycji antykomunistycznej.

Gości powitał Waldemar Krenc przewodniczący łódzkiej Solidarności. Rozdział XIII prezentowanej książki przeczytał aktor Wojciech Bartoszek. - Ta książka ukazała się za późno, minęło 40 lat od tamtych wydarzeń, które są opisane. Celem misji Andrzeja Słowika było uzyskanie afiliacji czyli przyłączenia do Międzynarodowego Światowego Ruchu Związkowego związków niekomunistycznych dwóch największych central związkowych. W tamtych czasach oznaczało to potwierdzenie, iż tak zwana władza ludowa nie miała prawa rozwiązać Solidarności i potwierdzić to, co było napisane w konwencjach międzynarodowych, że związek zawodowy istnieje z woli swoich członków, a nie z przyzwolenia władzy – podkreślił Jerzy Kropiwnicki. 
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję